Darżlub zdobyty

W nocy z 3 na 4 grudnia 2011 r. w Darżlubiu dwie drużyny nauczycieli z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 4 im. Jakuba Wejhera w Wejherowie wzięły udział w nocnym marszu na orientację. Mottem imprezy była „Trologia” Henryka Sienkiewicza, stąd ciekawe nazwy naszych zespołów. I tak zespół: „Kordecki i Darżlubskie Ciury” reprezentowany był przez Marię Maj–Roksz, Cezarego Lewandowski, Macieja Skoka, Arkadiusza Warszyńskiego i Mariusza Walczaka (przyjaciela szkoły) oraz druga drużyna „Kozacki Zwiad” w składzie: Małgorzata Sil, Beata Lange, Sławomir Szmuda i Radosław Miszkiewicz. Zawody ukończyliśmy na znakomitym drugim („zespół Kordecki i Darżlubskie Ciury”) i siódmym miejscu (zespół „Kozacki Zwiad”). Startowało 59 zespołów.

Nocne marsze na orientację są ekstremalnymi zawodami, polegającymi na odnalezieniu za pomocą biało-czarnych map z końca lat 70-tych punktów kontrolnych umieszczonych w różnych miejscach przez organizatorów. Uroku tym zawodom dodawał fakt, że organizator informował o miejscu zawodów w dzień startu o dziesiątej rano oraz padający deszcz, wiejący wiatr, a także urokliwy, podmokły teren oraz urywające się w lesie drogi i przecinki. W XXXVI NMnO „Darżlub” wzięła udział rekordowa liczba 820 osób w 341 zespołach, która startowała na 8 trasach o różnym stopniu trudności.

Długość trasy Mniej Trudnej (nazwa trasy bardzo myląca), na której wystartowaliśmy wynosiła 14 km w linii prostej, a na trasie znajdowało się 12 punktów kontrolnych. Całości dopełniał limit czasu 330 minut + 100 minut limitu spóźnień. Wygrywał ten zespół, który ukończył rywalizację z jak najmniejszą ilością punktów karnych. Punkty karne można było uzyskać za podbicie punktu stowarzyszonego, mylnego, za brak punktu, za zły opis punktu, za spóźnienia itp… Teren zawodów obejmował okolice Darżlubia, Mechowa, Leśniewa, Domatowa oraz Sikorzyna.


RELACJA DRUŻYNY Kordecki i Darżlubskie Ciury Z TRASY Mniej Trudnej:     Zawody zaczęły się o 10-tej rano, przed komputerem, kiedy organizator informował o miejscowości, gdzie usytuowany będzie start. Zadziwiający jest fakt, że zapisy były trzy tygodnie wcześniej, gdy nikt nie wiedział gdzie zawody się odbędą, mimo to lista startowa została zapełniona w ciągu 20 minut. Świadczy to o popularności maszerowania w nocy, z nieaktualną mapą, w nieznanym terenie.

Po zdzwonieniu się i ustaleniu „kto co i kogo zabiera”, o 18-tej stawiliśmy się w bazie zawodów (szkoła w Darżlubiu), gdzie oczekiwaliśmy na start. Wystartowaliśmy o godz 19:15 spod Grot Mechowskich, kierując się na północ od Mechowa bez problemu znaleźliśmy pierwszy punkt kontrolny. Nic jeszcze nie zapowiadało ekstremalnych warunków, szliśmy po w miarę ubitej drodze, aura dopisywała – jeszcze nie padało. Kierując się w stronę punktu 2 szliśmy po błotnistej, zapadającej się drodze, staraliśmy się jeszcze uważać, aby zbytnio się nie ubrudzić. Zanim doszliśmy do punktu, dwie osoby miały już za sobą wywrotkę na błotnistej drodze.

Bez problemu udało na się znaleźć trzy kolejne punkty kontrolne. Kierując się na pkt 5 postanowiliśmy iść na azymut, żeby nie nadrabiać drogi i udało nam się zaliczyć kilka bagienek i zarośli. Opłaciło się nam, bo w drodze do pkt 6 dogoniliśmy zaprzyjaźnioną drużynę z ZSP 4 (drużyna Sławka Szmudy – Kozacki Zwiad), która wystartowała 50 minut przed nami. Trochę zeszli z kierunku, ale nic dziwnego, gdyż w miejscu gdzie na mapie oznaczona była polana,  w rzeczywistości rósł las (zdarzało się i na odwrót). Byliśmy już kompletnie przemoczeni, ubłoceni i nikt już pod nogi specjalnie nie patrzył. Inne niespodzianki to domy, których jeszcze nie było na mapie, nowe drogi, zarośnięte przecinki, powalone drzewa, zacinający deszcz itp….(mapy, które mieliśmy były ostatnio aktualizowane ok. 1979 r.).

Przy punkcie siódmym, przy leśniczówce Sikorzyno, zorganizowane było ognisko. Mimo zacinającego deszczu tradycyjne upiekliśmy kiełbaski (nie wszyscy dopchali się do ogniska). Był to też czas na gorącą herbatkę, zmianę obuwia i co tam kto chciał.

„Kozacki Zwiad” przemoknięty postanowił nie skorzystać z ogniska i ruszyli od razu dalej. Spotkaliśmy się znowu w drodze na punkt dziewiąty, co wywołało zadowolenie i uśmiech na twarzach kobiet. Wybraliśmy teoretycznie prosty wariant, na mapie narysowana była przecinka, która doprowadzić nas miała prosto do punktu. Trochę zdziwiliśmy się, jak skończyła się w połowie, jednak korzystając z kompasu udało nam się odnaleźć punkt. Punkt 10 i 11-ty znaleźliśmy w miarę szybko, ale czas nas gonił, a przecież zależało nam, żeby zmieścić się w limicie czasu. Skutkiem tego przebiegliśmy kolejny punkt 12-ty o jakieś 500 m i musieliśmy się do niego wracać. Został nam jeszcze szaleńczy kilometrowy bieg do mety (oby tylko się nie spóźnić, a osoba mierząca czas trochę oszukiwała).

 Udało nam się!!!. Przybyliśmy 10 minut przed czasem:) Zawody ukończyliśmy na drugim miejscu.

Share:

Author: Administrator